niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 13 Fucking bad luck.


Obudziło mnie ciche, pojedyncze chrapnięcie. Podniosłam głowę i zauważyłam Harrego śpiącego na moim brzuchu. Trzymał rękę przy buzi jak małe dziecko. Aż mi mały uśmiech wkradł się na twarz. Jak taki miły i słodki  chłopak może być w gangu? Nie rozumiem tego. Chwile sobie jeszcze poleżałam ale poczułam głód i mój brzuch dał o sobie znać. Chciałam się delikatnie podnieść aby nie obudzić loczka ale tylko się ruszyłam a wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Teraz wyglądał jak dziecko, które nie odda nigdy swojej zabawki. Chciało mi się śmiać ale opanowałam się i próbowałam go obudzić ale nadal spał jak zabity. Wpadłam na pewien pomysł, pochyliłam się do ucha Harr`ego i zaczęłam szeptać
-Haruś, Harreh kochanie pobudka śniadanie na stole czeka, już wstajemy-szepnęłam i musnęłam jego ucho i od razu zauważyłam uśmiech na jego buzi. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie dlatego odwróciłam się a Harry wylądował na ziemi. Wstałam szybko i pobiegłam do kuchni łapiąc za szklankę z wodą i chowając się za framugą wejścia do kuchni. Jak usłyszałam kroki i zauważyłam postać od razu wylałam zawartość na osobę. Myślałam, że to jest Harry ale jednak się pomyliłam to był Niall.
-Oszalałaś?!-krzyknął na mnie ale za chwile zaczął się śmiać razem ze mną. Niall poszedł się przebrać a ja zajrzałam do salonu co się dzieje z Harrym. Dziecinka poszła dalej spać, a że jestem nieznośna to nie dam mu pospać.  Ruszyłam do kuchni, wzięłam szklankę i nalałam do niej zimnej wody. Po cichu wróciłam do pokoju i podeszłam do bruneta wylewając na niego zawartość szklanki. Zerwał się tak szybko, że zdążyłam kawałek uciec a już mnie gonił. Niestety jestem niezdarą i na schodach potknęłam się, upadłam i uderzyłam głową o ostatni schodek. W głowie mi się zakręciło, usiadłam i zaczęłam się śmiać. Wstałam i ruszyłam do łazienki się wykąpać. Spojrzałam w lustro
-Kurwa!-krzyknęłam a za chwile w łazience pojawił się blondyn i lokowany.
-Czemu masz na czole krew? Masz rozcięty łuk brwiowy!
Ciebie to nawet na chwile spuścić z oczu nie można-wydarł
się blondyn i poleciał po apteczkę. Harry tylko się uśmiechnął.
-Co Ty zrobiłaś?-zapytał się z uśmiechem na twarzy
-Wywaliłam się na schodach-wybuchłam śmiechem a on razem ze mną. Przerwał nam Niall, który starannie próbował opatrzeć mi ranę ale po chwili moja cierpliwość się skończyła i wyrwałam mu przyżądy po czym sama sobie opatrzyłam ranę. Na szczęście nie było mocno rozcięte, bo tak to bym musiała jechać na pogotowie aby mi zszyli. Po wszystkim poszliśmy zjeść śniadanie. Zadzwoniłam przy okazji do Oliwi aby wpadła. Wyskoczyłabym na jakieś zakupy.
-Hej misiu, wbijesz po mnie? Pójdziemy do centrum  kupić sobie, na jakieś lody pogadać-powiedziałam
z entuzjazmem w głosie.
-Okej, będę za 30 minut-rozłączyła się a ja poszłam na górę przebrać się i umalować. Nigdy się nie stroiłam
więc założyłam zwykłe czarne rurki i granatową bluzę. Wsunęłam na swoje nogi swoje fioletowe vansy i wyszłam z domu. Nie musiałam zamykać drzwi na klucz ponieważ chłopaki byli w domu. Ledwo zdąrzyłam wyjść na ulice a moja przyjaciółka podjechała swoim autem pod mój dom. Uśmiechnęłam się do niej szczerze i wsiadłam do samochodu witając się z nią buziakiem w policzek. Droga minęła bardzo szybko i po chwile byłyśmy w naszej ulubionej lodziarni. Potem ruszyłyśmy po sklepach. Szukając, wygłupiając wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Przepraszam-spojrzałam na niego i wybuchnęłam większym śmiechem.
-Nic nie szkodzi-odpowiedział chłopak ukazując swoje proste, białe zęby i dołeczki w policzkach...Chwila..
Czemu on wygląda jak Harry? Tylko, że ma blond włosy, proste i ppostawione do góry. Przewidziało mi sie,  potrząsnęłam głową i poszłam w strone przymierzalni aby zobaczyć Oliwie.

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 12 Fucking True.  
-Bo ja i Harry jesteśmy spokrewnieni ze sobą. Jesteśmy braćmi ale z innych matek. Między innymi dlatego tutaj jestem ale jest poważniejszy powód. Jak mieszkałem w Anglii wkręciłem się w gang, nie taki jak ten. Napadałem na sklepy, biłem ludzi, kradłem samochody i nadużywałem alkoholu oraz narkotyków. Moi rodzice nie dawali sobie ze mną rady dlatego wysłali mnie tutaj, do wujka. Jest on bratem mojego taty. Moi rodzice chyba nie wiedzą czym on się zajmuje i sądzą, że mnie z tego  wyciągnie. Jednak jest odwrotnie.
Nie chciałem do niego jechać ale nie miałem wyboru.-zatkało mnie. Nie wiedziałam, że tak jest..Ale czemu kłamał?
-Ale co to ma związane z Harrym?-zapytałam się nie wierząc w słowa, które przed chwilą usłyszałam.
-To, że tata mi powiedział w dniu wyjazdu, że jest tutaj mój brat. Do tej pory o nim nie wiedziałem, prawdę mówiąc tylko dlatego się zgodziłem tutaj przyjechać.-już się pogubiłam w tym wszystkim.
-Chłopaki ja idę się położyć, za dużo się dzisiaj działo, muszę to przemyśleć i odpocząć.-wstałam i ruszyłam w stronę pokoju. Nie zdążyłam otworzyć drzwi a ktoś mnie złamał za ramie i odwrócił. Ujrzałam burze loków na głowie i uśmiech, który ukazał na policzkach dołeczki. Spojrzałam w jego oczy, zielona otchłań. Poczułam pełne wargi na swoich ustach, odskoczyłam od niego i weszłam do pokoju
-Dobranoc Harry-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Co on sobie myślał całując mnie? Że rzucę mu się na szyje i od razu zaciągnę do łóżka? Chyba mnie na prawdę nie zna. Położyłam się do łóżka i zasnęłam z natłoku myśli. Jak się obudziłam było ciemno, Ile spałam? Spojrzałam na zegarek 3:20. Boże spałam ponad 5 godzin. Zeszłam do  kuchni, nalałam sobie szklankę soku i usiadłam włączając telewizje. Leciał akurat horror. Oglądając usłyszałam kroki za sobą, momentalnie się odwróciłam ale nikogo nie było. Coś mi się przesłyszało pewnie. Oglądam dalej i śmieje się z jednej babki lecz usłyszałam dźwięk jak by tłuczenia się szkła. Podniosłam się i wystraszona poszłam w stronę, z której odchodzi głos. Zapaliłam światło w  kuchni i na podłodze była rozbita szklanka ale nikogo nie było.
-Co do cholery?-zapytałam sama z siebie i zaczęłam sprzątać odłamki szkła. Posprzątałam i wróciłam do oglądania. Choć teraz moje myśli były bardziej niespokojne to skupiłam się na filmie. Nagle ktoś złapał mnie za ramie i odruchowo się odwróciłam i wymierzyłam cios z pięści w twarz.
-Kurwa-syknął loczek
-Jezu nie strasz mnie tak więcej i nie tłucz szklanek-podniosłam go i usiedliśmy na kanapie.
-Jakie szklanki? Dopiero co wstałem-odpowiedział trzymając się za policzek.
-Co? To kto? Co?-w tym momencie nie wiedziałam co się dzieje, wystraszyłam się jak nigdy. Pobiegłam zobaczyć czy drzwi tylne są zamknięte, posprawdzałam czy są okna pozamykane i pobiegłam do drzwi wejściowych. Na szczęście one też były zamknięte. Powiedziałabym, że mam jakieś zwidy ale ta szklanka..Nie wiem co się dzieje w moim własnym domu! Usiadłam z powrotem obok zielonookiego i oglądałam dalej film. Śmialiśmy się razem z Harrym zamiast bać się, przecież to horror. Ja się nie boje horrorów i na to wygląda, że loczek też. W połowie filmu wybuchnęłam śmiechem ale zaraz się uspokoiłam jak przypomniałam sobie, że dwójka chłopaków śpi na górze. Musiałam trochę ciszej się śmiać bo by się obudzili a nie chce kolejnych kłótni. Razem z Harrym lepiej się dogadujemy. Nie wiedziałam, że może być tak miły i zabawny. Nie znam go jeszcze za bardzo więc za dużo nie mogę powiedzieć. Pod koniec filmu
oczy zaczęły mi się zamykać i zasnęłam.
--------------------------------------
No to mamy nowy rozdział, jak się podoba?;3

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 11. Scream.
-Koniec tego! Louis do samochodu! Raz!-krzyknęłam do mojego brata, który nie ruszył się z miejsca.
Zauważyłam tylko lekki ironiczny uśmiech na buzi Ted`a i palec, który zaciskał na spuście. Zdążyłam tylko dobiec i odepchnąć brata a sama zostałam postrzelona. Kurwa.Na szczęście dostałam tylko w ramie. Usłyszałam kroki i po chwili pojawił się Niall z wymalowanym szokiem na twarzy. Od razu do mnie podbiegł i podniósł mnie z ziemi. Syknęłam z bólu i spojrzałam gniewnie na Ted`a. Niall postawił mnie i powiedział Lou aby mnie pilnował a sam zaczął krzyczeć na mojego szefa za to co mi zrobił. Przypomniała mi się, że mam broń w ręce. Podniosłam ją na wysokość klatki piersiowej Ted`a, już naciskałam
spust ale ktoś wyrwał mi broń. Zauważyłam burze loków i od razu wiedziałam, że jest to Harry. Chwila Harry w domu wroga? Co jest grane do cholery?
-Co ty tu robisz? Co się dzieje do cholery czy ja śnie?- krzyknęłam a wszystkie oczy spojrzały na mnie.
-Dar wszystko Ci wyjaśnię w domu-powiedział Niall biorąc mnie na ręce i wsadzając do samochodu. Odjechał i za nami jechał mój brat z Harrym. Czego mam się spodziewać to nie wiem ale na pewno zabije Ted`a przy najbliższej okazji. Obiecuje to sobie i każdemu. Nie odpuszczę mu tego,  że chciał zabić mojego brata. Mój braciszek też oberwie za to, że tam pojechał i naraził się na takie  niebezpieczeństwo. Jak on mógł być taki głupi? Przecież nie dał by sobie rady z Ted`em. Nie wiem jak można być tak lekkomyślnym, aby narazić swoje życie. Podjechaliśmy pod mój dom i oczywiście musiał mnie Niall zanieść bo nie dał mi iść samej. Posadził mnie na łóżku i kazałam mu  przynieść apteczkę. Dobrze, że znam się trochę na medycynie.
Nie sądziłam, że kiedyś mi się to przyda. Położył apteczkę i podawał mi to o co go prosiłam. Musiałam pierw rozciąć rękaw bluzy aby się dostać do rany. Oczyściłam ją i powoli wyjęłam nabój pensetą, odłożyłam go na mały talerzyk i znowu zdezynfekowałam ranę. Zawiązałam bandażem rękę i  wszystko było gotowe. Blondyn poszedł odnieść apteczkę a po chwili wrócił z moim bratem i Harrym. Usiedli na przeciwko mnie i już się bałam co mam usłyszeć. Niestety przerwał dzwonek jak Niall miał już mówić. Podeszłam do
drzwi i spokojnie je otworzyłam. Policja. Kurwa jeszcze ich tu brakowało.
-W czym mogę pomóc?-zapytałam się zrównoważonym i miłym tonem.
-Dostaliśmy zawiadomienie, że została pani postrzelona. Czy to prawda?-spojrzał się na mnie.
-A czy widać abym miała gdzieś widoczną ranę postrzałową?- zapytałam się z uśmiechem na twarzy.
-No nie widać ale musieliśmy to sprawdzić. Możemy rozejrzeć się po domu?-nie, nie i nie.
-Tak, oczywiście proszę-odsunęłam się od drzwi i  wpuściłam do środka funkcjonariuszy. Modliłam się tylko o to aby wszystkie bronie były schowane. Na szczęście nic nie znaleźli. Przeprosili i wyszli z domu. Wyglądałam przez okno czekając jak odjadą. Stali jeszcze przed domem z jakieś 15 minut po czym odjechali. Kto mógł ich zawiadomić? Może sam Ted? Albo inna postronna osoba? Tego się raczej
nigdy nie dowiem ale dziękuje bogu za to, że miałam na sobie sweterek i nie było widać owiniętej ręki bandażem. Usiadłam naprzeciwko chłopaków i kazałam im mówić.
-Wiesz Dar, to jest skomplikowane bo Ted nie powiedział Ci całej prawdy o mnie..-zaczął a ja już nerwowo stukałam palcami o swoje kolano-Bo wiesz...tak na prawdę moi rodzice żyją...
-Co?!-krzyknęłam i podskoczyłam jak oparzona.
-Spokojnie, usiądź i posłuchaj.-usadowiłam się na miejscu, w którym przed chwilą siedziałam i lekko się uspokoiłam czekając na wyjaśnienia.
-Bo wiesz..Ja i Harry jesteśmy....
---------------------------------
No to się narobiło ahahha;3 Przepraszam, że tak długo nie pisałam ale kompletnie  nie miałam czasu. Miałam pewne osobiste problemy, z którymi musiałam się uporać. Jak widać  jestem czyli sobie poradziłam. Mam nadzieje, że wam się spodoba;3

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 10.
Nie moge otworzyć oczu. Co sie dzieje? Za każdą próbą ból przeszywa mi głowe. W końcu bo tylu nieudanych  próbach otworzyłam oczy. Wtedy do mnie dotarło co sie stało. Lekko podniosłam głowe czując silny ból w okolicach szyi i kręgosłupa. Leżałam na łóżku miałam opatrzone rany i pozwiązywane kończyny. Kto to zrobił? Nie pamiętam nic od momentu kiedy dostałam pięścią w twarz. To jest ostatnie co pamiętam. Nagle drzwi sie otworzyły a w nich stanął Harry...Chwila? Harry? Kurwa co on tutaj robi? Co sie dzieje do cholery?
-Co tu robisz?-próbowałam sie podnieść ale nie dałam rady
-Dostałem telefon od Nialla..On nie mógł przyjechać, wiem wszystko co sie stało powiedział mi. Nie wiem jak on  mógł na Ciebie podnieść ręke..-zakmnął drzwi i usiadł na łóżku podając mi herbate i jakieś tabletki-to na ból, nie bój sie połknij będzie lepiej-uśmiechnął sie delikatnie do mnie. Ja chyba czegoś nie rozumiem czemu akurat Niall musiał do niego dzwonić? Czemu oni utrzymują ze sobą kontakt? Nie rozumiem tego co ich łączy..Nie mam zielonego pojęcia. Tyle pytań a ja nie znam odpowiedzi ale nie mam siły aby o tym myśleć. Wypiłam herbate i połknęłam proszki. Chwile leżałam podparta na poduszce ale znowu sie położyłam. Nie wiem dlaczego to zrobił, jaki ma w tym cel? Zakręciło mi sie w głowie i straciłam przytomność. Nie wiem ile byłam nieprzytomna ale Harry nadal siedział obok i nerwowo patrzył w moją strone  trzymając mnie za ręke, o co tutaj chodzi? Wyrwałam dłoń z jego uścisku i podniosłam sie gwałtownie na łóżku.  Lekki ból przeszedł po moim ciele ale nie aż tak mocny jak wtedy.
-Możesz wyjść?-zapytałam sie grzecznie
-Musze sie tobą opiekować dopóki Niall nie przyjedzie, nie mogę Cie stracić z oczu.-odpowiedział mi z małym uśmiechem.
-Jak masz zamiar tutaj zsotać to nie trzymaj mnie za ręke ani za inną część ciała.-odpowiedziałam odsuwając sie od niego. Nie odpowiedział odetchnął głęboko i wyszedł. Czasami sie zastanawiam dlaczego to akurat mnie spotkało, taki los? Nie odpowiedziałam sobie nigdy na to pytanie. Może dlatego, że poprostu nie znałam na nie odpowiedzi i nawet jej nie szukałam. Cieszyłam sie z każdej drobnostki jaka mnie spotkała ale nigdy nie płakałam ani nie bałam sie z powodu Ted`a. Usłyszałam dzownek do drzwi. Poszłam cała obolała i posiniaczona otworzyć drzwi. Stał w nich  mój brat. Chwila..Mój brat?! Co on tu do cholery robi? Przecież miał leżeć w szpitalu.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam jąkając sie
-Ted Ci to zrobił?-kiwnęłam potwierdzająco głową- zabije skurwysyna. Bede za jakąs godzine Darylin.-powiedział i wyszedł. Chciałam wybiec i powstrzymać go ale nie miałam na to siły, za bardzo bolało mnie wszystko. Wzięłam broń do ręki i kluczyki, pojechałam za nim. Nie pozwoliłabym aby coś mu sie stało. Dojeżdżając do domu mojego szefa mój brat zamykał drzwi wejściowe. Ruszyłam jak najszybciej mogłam w strone pokoju Ted`a. Bałam sie, że może być za późno, mimo bólu jaki czułam przyśpieszyłam kroku.
Doszłam do drzwi i usłyszałam głośne krzyki. Weszłam akurat w momencie kiedy mój brat wyjął broń i celował prosto w głowe mężczyzny. Skąd on miał broń?! Tego sie dowiem później na razie musze ocalić życie oby dwóch mężczyzn.
----------------------
Kolejny! Jej jak wam sie podoba?;3 Czytasz=Komentujesz :)))

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 9
-Pani Tanson, pani brat nie może zbyt dużo rozmawiać ponieważ jego organizm nie jest jeszcze do końca sprawny. Jest strasznie osłabiony i stracił bardzo dużo krwi. Musi teraz odpoczywać a jeżeli jego stan zdrowia poprawi sie w ciągu tygodnia będziemy mogli wypisać ze szpitala ale jest jedna przeszkoda. Będzie musiał sie stawiać co tydzień na kontrole dopóki organizm nie wróci do pełnej sprawności-przytaknęłam jedynie głową i usadowiłam sie znowu na krześle obok łóżka.
-Darylin idź do domu, wyśpij sie i zjedz coś. Masz całe czerwone oczy, jesteś zmęczona i zapewne głodna. Idź a ja sie prześpie-ledwo co powiedział a ja ucałowałam jego policzek i ruszyłam w strone domu. Oliwia wzięła mój samochód więc musiałam do niej pojechać autobusem aby go odebrać. Oczywiście nie pozwoliła mi prowadzić więc odwiozła mnie do domu, zrobiła mi kanapki i herbate. Jak zjadłam od razu kazała mi iść spać. Tylko położyłam głowe i oczy mi sie zamknęły, od razu zasnęłam. Obudziłam sie po 5 godzinach całkiem wyspana, poszłam sie wykąpać i umalować. Ubrałam sie w czyste ciuchy i zeszłam na dół. Głód dał o sobie znać dopiero teraz, zrobiłam sobie płatki z mlekiem i zdjałam. Pojechałam od razu do szpitala. Po drodze do sali spotkałam lekarza,  który powiedział mi, ze wyniki brata są idealne i można z nim już normalnie rozmawiać. Poszłam do sali i stanęłam koło łóżka mojego brata. Słodko spał, ciekawe
jak sie czuje i co sie w ogóle stało. Długo nie czekałam aż jego powieki sie uniosa ku górze. Po niecałych 15
minutach patrzył sie na mnie z maałym uśmiechem na twarzy.
-Jak sie czujesz?-zapytałam przysuwając sie bliżej łóżka
-Mogłoby być lepiej-uśmiechnął sie ukazaując rząd białych zębów. Juz zapomniałam jak wygląda kiedy sie uśmiecha. Tęskniłam za nim i to tak cholernie mocno. Cały dzień zleciał nam na rozmowie. Pojechałam do domu, zjadłam kolacje i przypomniałam sobie, że nie wiem gdzie mam telefon więc zaczęłam go szukać. Przypomniałam sobie, że zostawiłam go na szafce w szpitalu. Byłam zbyt  zmęczona aby po niego jechać więc doszłam do wniosku, że jutro go odbiore i poszłam spać. Obudziło mnie silne  walenie w drzwi. Spojrzałam na zegarek 1:30. Kogo o tej godzinie do cholery pojebało? Zeszłam na dół całkowicie
zaspana, otworzyłam drzwi i od razu poczułam pieczący ból na moim lewym policzku. Otworzyłam oczy i spojrzałam w góre. Ted. Wiedziałam, czułam jego zapach.
-Gdzie on kurwa jest?!-krzyknął, wpychając mnie do środka mieszkania i zatrzaskując drzwi.
-Ted o co chodzi?-zapytałam lekko zaskoczona.
-Twój braciszek powiedział, że już dla mnie nie będziesz więcej pracowała. Uznał, że jestem nic nie wart bijąc dziewczyne.-odwrócił sie do mnie i wymierzył mi kolejny cios w policzek.
-Za co kurwa ja dostaje?!-wydarłam sie na niego lecz uzyskałam jedynie kopnięcie w brzuch po którym zwinęłam sie na podłodze z bólu.
-Za to, że kurwa masz dla mnie pracować do końca życia a Twojemu braciszkowi chuj do tego.-odpowiedział i znowu mnie kopnął. Zaczął okładac pięściami całe moje ciało. Po chwili poczułam gorącą ciecz na moim policzku. Ledwo co  słyszałam jego krzyki, ledwo co widziałam jego postać. Powoli zaczynało kręcić mi sie w głowie. Nawet nie miałam telefonu aby do kogoś zadzwonić. On mnie zabije, już
prawie nie odczuwam bólu. Przed oczami zrobiło mi sie czarno i moja głowa opadła na ziemie obezwładniając ciało.
-------------------------
Przepraszam, że taki krótki ale nie mam ostatnio czasu ani humoru..Problemy mnie dobijają ale postaram sie dalej pisać. Dziekuje za ponad 700 wyświetleń, komentarzy nadal jest mało co mnie smuci.:(

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 8.
Siedziałam wbita w krzesło, nie docierało do mnie to co przed chwilą powiedział mi lekarz.. To nie jest możliwe, to nie jest prawda.
-Mogłabym go zobaczyć?-zapytałam się drżącym i pełnym bólu głosem.
-Oczywiście, zaprowadzę panie-wstał i poprowadził nas na  sale. Leżał śpiąc jak aniołek, podpięty do miliona aparatur, które pozwalają mu się utrzymać przy życiu. Nie wiadomo kiedy się z tego wybudzi, najgorsze jest to że jest możliwość nie wybudzenia go ze śpiączki. Kolejna fala łez zalała moją twarz, usiadłam przy jego łóżku i podciągnęłam jego bezwładną, zimną rękę do swojego  policzka. Oliwia czekała na mnie przed salą. Zaczęłam do niego mówić.
-Braciszku, proszę Cie nie zostawiaj mnie. Wiem, że nie powinnam tak zareagować jak przyjechałeś mnie zobaczyć. Potrzebuje Cie wiem, że mnie słyszysz. Proszę obudź się dla mnie.-powiedziałam ze łzami w oczach. Poczułam uścisk jego dłoni i od razu krzyknęłam po lekarza.
-Doktorze on uścisnął moją dłoń-powiedziałam zaskoczona
-To dobry znak, czyli Cie słyszy. Musisz dużo do niego mówić. Bardzo możliwe, że w przeciągu dwóch tygodni się obudzi.-powiedział pierwszą wiadomość od kilku godzin, która sprawiła, że mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Byłam tak zmęczona, że zasnęłam siedząc na krześle. Jak się obudziłam nadal trzymałam w silnym uścisku dłoń mojego brata. Oliwia pojechała do domu, nie chciałam aby siedziała ze mną w szpitalu. Chciałam aby się wyspała i nie martwiła. Cały dzień spędziłam na mówieniu do mojego brata, mimo tego, że nie odpowiadał mi, to wiem, że słyszy. Pod wieczór przyszła pielęgniarka i zmieniła
Louisowi kroplówkę i podłączała jakieś maszyny, a podłączyła inne. Nie miałam pojęcia do czego one służą ale mogłam się domyślić. Siedząc i mówiąc do nieprzytomnego brata zaczęły mi się oczy zamykać. Położyłam głowę na łóżku i zasnęłam. Obudziła mnie pielęgniarka, która przyszła zmienić kolejną kroplówkę. Podniosłam niechętnie głowę, myśląc o tym, że nie jadłam już prawie 2 dni. Nie byłam głodna, nie mam apetytu. Poszłam jedynie po coś do picia i wróciłam na sale ledwo co idąc. Wszystko mnie bolało,
bałam się iść do łazienki i spojrzeć w lustro w jakim jestem stanie. Usiadłam i otworzyłam butelkę a po chwili
jej cała zawartość została pochłonięta przeze mnie.  odłożyłam ją na mały stolik stojący obok łóżka i zaczęłam do niego mówić.
-kocham Cie, nie wyobrażasz sobie jak za Tobą tęskniłam, martwiłam się o Ciebie, nie wiedziałam czy żyjesz, jak sobie radzisz, gdzie pracujesz i gdzie mieszkasz-znowu łzy napłynęły mi do oczu.
-Ja Ciebie też kocham siostrzyczko-usłyszałam jego głos. Cichy i zachrypnięty. Myślałam, że mi się przesłyszało ale jak spojrzałam na jego twarz miał lekko otworzone oczy. Pobiegłam po lekarza a za chwile ten sam mężczyzna pokazał się w sali. Zabrali go na badania i po 30 minutach wrócił na sale. Już całkowicie miał otworzone oczy i spoglądał na mnie wzrokiem pełnym bólu. Pojedyncza łza spłynęła mi po twarzy nie wiedząc czy to ze szczęścia czy ze smutku i tęsknoty. Jak spojrzałam w jego oczy małe iskierki nadziei pojawiły się w jego błękitnych oczach. Nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Dopiero po paru minutach głos lekarza wyrwał mnie z przemyśleń.
------------------------------------------------------------

No to mamy kolejny rozdział! Jak sie podobał?;3 Czytasz=komentujesz!

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 7.
Ważna notka pod rozdziałem!
Jechałyśmy niecałe 15 minut i już z daleka widziałyśmy Wesołe Miasteczko, to tutaj zawsze się da poprawić humor. Oby mi się udało bo nie chce widzieć swojej przyjaciółki załamanej..na dodatek przeze mnie. Po paru chwilach już byłyśmy na kolejce. Jak zwiedziłyśmy wszystkie kolejki doszłyśmy do wniosku aby kupić watę cukrową. Cieszyłam się z tego, że udało mi się wywołać uśmiech na jej twarzy. Jedząc watę całe się ubrudziłyśmy ale nie zwracałyśmy w tym momencie na to uwagi, cieszyłyśmy się chwilą. Wpadłam na pomysł aby iść do budki i strącić wszystkie kręgle. Oczywiście udało mi się za pierwszym razem.  Wybrałam kotka dla Oliwi i jej dałam, uśmiechnęła się  szeroko do mnie i przytuliła. Nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Już było późno więc doszłyśmy do wniosku, że czas wrócić do domu. W drodze jeszcze podjechałyśmy do
sklepu aby zrobić zakupy i wróciłyśmy do domu. Wypakowałyśmy zakupy i usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Odebrała i usłyszałam gruby męski głos.
-Czy z tej strony panna Tanson?-nie miałam pojęcia o co chodzi
-Tak, w czym mogę pomóc?-zapytałam z niepokojem w głosie. Skąd ten człowiek wiedział jak mam na nazwisko?!
-Dzwonie ze szpitala, mam informacje, że przywieźli tutaj pani brata. Miał wypadek samochodowy i przechodzi  w tym momencie ciężką operację.-w tym momencie nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mój braciszek? Mój kochany braciszek...-Halo jest tam pani?
-Tak jestem, dziękuje za informacje. W którym szpitalu leży?-spytałam nadal nie wierząc w to co się stało.
-Na Outlet Street, proszę jak najszybciej przyjechać.  Dowidzenia-nawet nie zdążyłam odpowiedzieć a usłyszałam sygnał zakończenia rozmowy. Cała złość na niego minęła w jednej chwili. Martwię się o niego. Mimo tego, że zostawił mnie samą z tymi problemami to kocham go, jest moim bratem... najukochańszym
braciszkiem.
-Oliwia pojedziesz ze mną do szpitala?-stałam jak ktoś kto zobaczył ducha.
-Tak jasne, chodź jedziemy.-złapała mnie za rękę. W takim stanie nie mogłam prowadzić, blondynka
prowadziła a po chwili byłyśmy na miejscu. Wbiegłam jak najszybciej do tego szpitala pytając się na recepcji gdzie jest mój brat.
-W dupie to mam, że jesteś zajęty. Gdzie jest kurwa mój brat?-zaczęłam się wydzierać na cały szpital myśląc, że zaraz coś rozwalę.
-Dar uspokój się proszę chodź, poszukamy go..-złapała mnie blondynka za ramie i pociągnęła w stronę sal.
Po drodze zapytałyśmy się pielęgniarki gdzie jest mój brat. Jednak nadal jest operowany. Nic do mnie nie
docierało, bałam się, że mogę go stracić. Mimo tego, że czułam do niego żal nie chciałam go stracić..Był jedyną osobą z mojej rodziny, która jeszcze żyła. Cała zalana łzami siedziałam na krześle w poczekalni czekając na to aż skończy się operacja. To już trwa tak długo.. Ponad 4 godziny, a ja jestem zmęczona. Nie mogę zasnąć, nie teraz muszę czekać na wiadomość od lekarza. Ten czas dłużył się nie miłosiernie. Powoli traciłam cierpliwość lecz drzwi od sali operacyjnej się otworzyły. Lekarz rozejrzał się chwile i podszedł do nas.
-Pani Tanson?-zapytał z zasmuconą miną. Miałam złe przeczucie, bardzo złe.
-Tak. Jaki jest  stan mojego brata?-zapytałam się tak cicho, że wątpię aby mnie usłyszał.
-Zapraszam do gabinetu tam porozmawiamy-pokazał ruchem ręki aby iść za nim. Szłam przez długi biały korytarz mając najgorsze myśli, nie dałam rady ich odrzucić. Nigdy się tak nie bałam jak w tym momencie. Droga przez szpitalny korytarz dłużyła się niemiłosiernie. W końcu zauważyłam białe drzwi od gabinetu i weszłam do środka. Bałam się tego co mam teraz usłyszeć. Blondynka ścisnęła mi rękę i posłała delikatny uśmiech szepcząc,  że wszystko będzie w porządku. Lecz ja miałam inne  przeczucia a one mnie nigdy nie zawodziły. Usiadłam na krześle a po drugiej stronie usiadł młody lekarz w białym fartuchu. Zmarszczył czoło i wziął głęboki oddech. Już zaczynał mówić lecz pielęgniarka weszła do środka informując, że pacjent jest już na sali.
-------------------------------------
Bardzo mnie smuci to, że nawet głupiej kropki w komentarzu nie umiecie napisać..Nawet nie wiecie jak to motywuje do dalszej pracy. Więc proszę Cię czytasz-komentuj. A co do rozdziału, wiem, że krótki ale zaczyna się szkoła i mam coraz mniej czasu, więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział ale sądzę, że będzie w czwartek lub piątek. Miłego wieczoru.:)